Kiedy dziś zerkamy na ekran telefonu, żeby sprawdzić godzinę, rzadko zastanawiamy się, jak w ogóle doszło do tego, że ludzkość zaczęła mierzyć czas. A przecież historia zegarów to nie tylko dzieje wynalazków, ale też opowieść o potrzebach, lękach i ambicjach ludzi. Odmierzanie godzin bywało kwestią religii, polityki, wojny, a nawet ekonomii.
Słońce, cień i pierwsze „zegarowe oszustwa”
Pierwszym narzędziem do orientowania się w czasie był cień. Już 3500 lat p.n.e. Egipcjanie ustawiali pionowe obeliski, które rzucały cień zależny od pozycji słońca. Były to nie tylko „zegarowe prototypy”, ale i narzędzia propagandy, im większy cień obelisku faraona, tym większa była jego potęga.
Co ciekawe, w starożytności godziny nie były równe. Dzień dzielono na 12 części – niezależnie od pory roku. Zimą godzina mogła trwać 45 minut w dzisiejszym rozumieniu, a latem nawet 75 minut. To oznacza, że starożytny Rzymianin miał „elastyczny czas pracy” zapisany w samej naturze.
Kapanie w rytmie czasu – zegary wodne
Kiedy słońce chowało się za horyzont, cywilizacje musiały znaleźć sposób, by mierzyć czas w nocy. Tak powstały zegary wodne, zwane klepsydrami (od greckiego „kradnący wodę”). Były używane w Egipcie, Babilonie, a potem w Grecji.
Ich precyzja była ograniczona, bo woda parowała, rury się zapychały, a ciśnienie zmieniało przepływ. A jednak to właśnie na klepsydrach opierały się rozprawy sądowe w Atenach. Każdy mówca miał tyle czasu na przemówienie, ile wody spłynęło z klepsydry. W pewnym sensie były to pierwsze „minutniki” demokracji.
Zegar z ogniem i kadzidłem
W Chinach już w VIII wieku używano zegarów ogniowych, czyli specjalnych świec, na których nanoszono podziałki godzinowe. Kiedy świeca wypalała się do konkretnego punktu, wiadomo było, że minęła dana jednostka czasu. Dodatkowo wplatano woskowe kulki lub metalowe pręciki, które wpadając do miseczki, wydawały dźwięk – coś na kształt pierwowzoru budzika.
Jeszcze ciekawszy był zegar kadzidlany, sznury ze specjalnych mieszanek paliły się w równym tempie, a każdy zapach oznaczał inną porę dnia. Dzięki temu w pałacach cesarskich czas można było nie tylko „odczytać”, ale też powąchać.
Dzwony, modlitwy i pierwsze „strefy czasowe”
Średniowieczne miasta Europy poznały czas przede wszystkim przez dźwięk. Mnisi odmawiający modlitwy siedem razy dziennie potrzebowali regularności – stąd rozwój pierwszych mechanizmów zegarowych napędzanych obciążnikami. Kiedy w XIII wieku zaczęły pojawiać się wieżowe zegary, czas przestał być wyłącznie domeną klasztorów. Zegar na rynku pełnił funkcję społeczną i był wspólnym punktem odniesienia dla mieszkańców.
Warto dodać, że dopiero w XIX wieku wprowadzono jednolite strefy czasowe. Wcześniej każde miasto miało swój własny czas lokalny, wyznaczany przez pozycję słońca. Kiedy więc w Anglii zaczęły kursować pierwsze pociągi, rozkłady jazdy były koszmarem: pociąg mógł odjeżdżać o 12:15 czasu bristolskiego i przyjeżdżać o 12:10 czasu londyńskiego. To właśnie kolej wymusiła standaryzację.
Zegar jako symbol władzy
Nie bez znaczenia jest też fakt, że zegary wieżowe i astronomiczne często były ozdobą miast i nie tylko mierzono dzięki nim czas, ale i demonstrowano potęgę. Praski zegar astronomiczny z XV wieku do dziś zachwyca nie tylko mechaniką, ale i przesłaniem, pokazuje nie tylko godziny, lecz także fazy księżyca i pozycję planet.
Czas ukryty w codzienności
Zanim wynaleziono zegarki kieszonkowe w XVI wieku, przeciętny człowiek nie miał dostępu do „dokładnego czasu”. Funkcjonował w rytmie natury – wschodów i zachodów słońca, dzwonów kościelnych, pracy na polu. Co ciekawe, badacze są zgodni, że w epoce przedindustrialnej sen ludzi był polifazowy: spali „pierwszym snem”, budzili się na kilka godzin nocnej aktywności (rozmowy, czytanie, a czasem nawet kradzieże), a potem kładli się na „drugi sen”. Dopiero elektryczność i zegarki narzuciły nam jednolity rytm dobowy.










